Wieki cale minely od ostatniego wpisu i rozne wydarzenia zaklocily dosc znacznie plan mojej podrozy. W stolicy Ekwadoru Quito zostalam w przebiegly sposob okradziona w samej katedrze. Pozegnalam sie na wieki z moim malym plecakiem i jego zawartoscia, w ktorej sklad wchodzily niestety karty do bankomatu, paszport i czesc pieniedzy.Nie chce mi sie tu juz opisywac, jak to sie stalo bo opowiadalam to wiele razy i opisywalam na policji i w konsulacie. Niemniej ciekawy byl ciag wydarzen zaraz po kradziezy. Oczywiscie najpierw czlowiek czuje sie zupelnie zagubiony i biega z jednej strony na druga nie wiedzac co zrobic i jeszcze nie wierzac, ze TO sie stalo. Pozniej bierze sie gleboki oddech i zaczyna dzialac logiczniej.Najpierw musialam czekac pol godziny na przyjazd policji. Nastepnie zabrali mnie na komistriat gdzie powiedziano mi ze pojawic sie ma inna, specjalna turystyczna policja, ktora mowi po angielsku...po cholere mi angielski kiedy mowie plynnie po hiszpansku? Siedzialam z jednym policjantem na komisariacie i jemu chyba wydawalo sie ze swietnym pomyslem na uprzyjemnienie mi tego czasu bedzie maly flircik.
-Co zwiedzilas w Ekwadorze? A bylas w Esmaraldas?Nieeee??? Musisz pojechac.. Moge zobaczyc twoje zdjecia? Na pewno slicznie wyszlas! ( aparat zachowalam bo akurat mialam go na szyi)
I jak tu nie myslec ze w policji parcuja ludzi ograniczeni umyslowo? Czy to jest rodzaj konwersacji ktory prowadzi sie z osoba ktora wlasnie stracila dokumenty i jest tysiace kilometrow od swojego panstwa?
Nikt nie potrafil mi udzielic informacji jaka jest procedura w tym wypadku. W koncu odwizli mnie do tej turystycznej policji.
-Ar ju spiking espanisz? zapytal jeden z policjantow.
-Hablo español.
AAA...odetchnal z ulga policjant.
Nastepnie kazali mi napicac denuncje, a potem napisac to samo jeszcze raz, co trwalo wieki...Probowalam dowiedziec sie, co mam robic i gdzie jest polski kosulat, ale wasaty policjant byl jeszcze glupszy od poprzedniego i na dodatek nie probowal byc sympatyczny. Zadnej jasnej informacji.Na biurku mial kartke z adresami i telefonami konsulatow i ambasad w Quito, wiec spisalam adres.
-Gdzie to jest? zapytalam
-Na polnocy miasta. Musi pani pojechac autobusem.
Na to juz naprawde sie wkurzylam i powiedzialam, ze jestem obywatelka obcego kraju a oni sa policja turystyczna i zycze sobie zeby mnie tam zawiezli policyjnym samochodem, bo nie znam miasta i ukradli mi wiekszosc pieniedzy i karty do bankomatu i w ogole jak on sobie to wyobraza,ze bede teraz szukac przekletego konsulatu gdzies na polnocy bardzo niebezpiecznego masta?
Uff, trzeba naprawde byc twardym z tymi ludzmi czasem i wyklocac sie o swoje, bez hiszpanskiego bylabym w ciezkiej sytuacji. Policjant uznal ze chyba jednak mam racje i wyslam mnie policyjnym samochodem. Na szczescie, bo kiedy zadzwonili na numer kosulatu z komisriatu okazalo sie ze byla to...piekarnia...W koncu zdobyli jakis adres i pojechalismy do ekskluzywnej dzielnicy, gdzie pod wskazanym adresem nie bylo zadnej flagi ani tabliczki. Zobaczylam ze na domofonie bylo nazwisko Morawski..to juz jakas nadzieja.
Wowczas z rezydencji wyszla bardzo mila afro-ekwadorka, ktora bardzo, bardzo sie przejela cala sytuacja.
Tak, tak, señor Morawski tutaj mieszka, tak, to jest konsul! Ale teraz pojechal juz do swojego biura, to jest jego prywatne mieszkanie!
Nie wiem z jakiego powodu wyszukali adres prywatnego mieszkania konsula a nie konsulatu, to bylo naprawde dziwne...Carmen, ktora pracuje u innej bogatej ekwadorskiej rodziny z tej samej rezydencji powiedziala, ze konsul zazwyczaj wraca ok 17 do domu. Jako ze byla ok 15 30 stwierdzilismy z policjantami, ze pojde wykonac konieczne telefony a potem wrocimy o 17 zeby zlapac señora Morawskiego. Do tej pory nadal nie wiedzialam nic na temat, jak wyglada procedura paszportowa, wiec bylam naprawde zdenerwowana...
O 17 policjanci zostawili mnie pod rezydencja, gdzie przez nastepna godzine siedzialam na krawezniku, zapadal zmrok i robilo sie naprawde zimno, bylam glodna po calym dniu bez jedzenia a konsul sie nie pojawial. Wreszcie zobaczylam znow señore Carmen wychodzaca z rezydencji, wiec ja zawolalam i dobra kobieta sie naprawde zatroszczyla, choc pracownicy maja zabronione wprowadzac obcych do rezydencji, zaprowadzila mnie do pieknej, luksusowej kuchni, gdzie pracuje z druga przemila czarna pania i tam daly mi obiad, cieply sweter, zaparzyly kawe i byly bardzo, bardzo poruszone...Carmen powtrzala-Cos mi sie robi w srodku, jak to slysze.Pobrecita! Co za pech! Ale señor Morawski pani pomoze, niech sie pani nie martwi, to porzadny czlowiek!
Cudowne byly te panie, naprawde...Jak to dobrze spotkac tak dobrych i bezinteresownych ludzi po stycznosci z lajdakami i biurokratami...
Afro- ekwadorczycy sa w Ekwadorze w znacznej mniejszosci i wyglada na to, ze dosc dyskryminowanej.Te dwie panie zajmuja sie domem bardzo bogatej latynoskiej rodziny, od sprzatania, przez opieke nad dziecmi do gotowania. Czulam sie troche jak w jakis niewolniczych czasach, przemycona do tej kuchni nielegalnie i wobec tej opozycji-oni-biali i my- czarni.
Powiedzialy mi, ze señor Morawski jest bardzo przystojny ( i baardzo zamozny) i ma tez bardzo przystojnego syna i powinnam sie zastanowic nad ta partia:)
Okolo 19 30 powrocil osobisty ochroniarz konsula, ktory obwiescil, ze konsul wyjechal z Quito i powroci nastepnego dnia okolo poludnia. No jasne, zawsze jak przydarzy sie cos zlego wszystko inne tez pechowe ...Panie poradzily mi zebym przyjechala nastepnego dnia rano czatowac na konsula, co tez zrobilam, ale powiedziano mi ze przyjedzie jednak wieczorem.
W koncu zdobylam numer telefonu do konsulatu, gdzie rozmawialam z parcownikiem ekwadorczykiem, ktory w koncu wyjasnil mi, jak wszystko sie odbywa, ile czasu trwa i uspokoil.
Z konsulem udalo mi sie zobaczyc dopiero w poniedzialek, 4 dni po kradziezy. Ciekawe co by bylo, jakbym zostala zupelnie bez pieniedzy?
Obecnie nadal oczekuje na moj nowy paszport, ktory zostaje wyrobiony w Limie, w Peru, bo tam jest najblizsza ambasada polski, konsulat sie tym nie zajmuje. Musieli wyslac wszystkie dokumenty poczta kurierska do Limy ( ktora jest naprawde daleko) a stamdad paszport ( wazny przez pol roku) zostaje wyslany spowrotem, co trwa ponad tydzien.
Aaa, rozmawialam tez z synem konsula, i okazuje sie ze pochadza z okolic Olesnicy. Olesnica gora!
W hostelu spotkalam Irlandke, ktora w zeszlym roku byla z wizyta we Wroclawiu i Olesnicy ( akurat byl tam mecz pilki noznej i powiedziala, ze troche ja to miejsce przerazilo).
Po tych wszystkich atrakcjach jakie Quito mi zafundowalo pojechalam na wybrzerze, do nadmorskiej miejscowosci Canoa, z przepiekna, 20 kilometrowa plaza, gdzie przez ostatnie dni relaksowalam sie kapiac w oceanie( cudowna, ciepla woda) i chodzac na bardzo dlugie spacery.
Wczoraj przyjechalam ponownie do mojego ulubionego Quito i mam nadzieje, ze do piatku otrzymam nowy paszport i bede mogla w koncu opuscic Ekwador.
miércoles, 18 de febrero de 2009
Suscribirse a:
Enviar comentarios (Atom)
No hay comentarios:
Publicar un comentario