jueves, 6 de noviembre de 2008

Bolivia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Tierra Boliviana!!! Santa Cruz de la Sierra!! Oto przybylam:)) Na razie chodze po miescie jak we snie. Dwie nieprzespane noce czynia moj odbior rzeczywistosci jeszcze ciekawszym. No i 5 godzin roznicy w czasie. No i goraco tu, duszno, wilgotno, klimat tropikalny, poczatek lata. Dobrze, ze mam kurtke i dwa polary!
Pewna osoba stwierdzila, ze podrozowanie jest jak branie narkotykow, no i cos w tym jest:)Ide sobie i nagle wszedzie wokol mnie mali czarnowlosi ludzie o indianskich rysach twarzy, chodza po ulicach, siedza na laweczkach pod palmami na glownym placu miasta, na ktorym znajduja sie oczywiscie w kolonialnym stylu zbudowany kosciol i bialy budynek, gdzie rezyduje burmistrz. Atmosfera zrelaksowana... Na razie udaje sie na poszukiwanie strawy, bo ostatni raz cos porzadnego jadlam w Europie! W nastepnej odslonie przekaze, jakich to ciekawych rzeczy dowiedzialam sie od mych milych boliwijskich wspolpasazerow w czasie morderczego 11 godzinnego lotu, pod ktorego koniec wszyscy dostawali fiola.