sábado, 6 de diciembre de 2008

K'oa

Wczoraj wypadal pierwszy piatek miesiaca, dzien w ktorym Boliwijczycy czcza i prosza o blogoslawienstwo Paczamame, czyli Matke Ziemie.Obchodza to swieto prywatnie, w rodzinach lub tez w miejscach publicznych, gdzie towarzyszy temu ogien,muzyka i oczywiscie chicha, mocny alkohol robiony z kukurydzy.
Mialam tyle szczescia,ze zaprosil mnie na obchody psycholog z naszego osrodka, Marco, wiec moglam spedzic ten wieczor w towarzystwie bardzo milych Boliwijczykow a nie gringos i dowiedzialam sie mnostwa ciekawych rzeczy na temat calej uroczystosci.To byl naprawde magiczny wieczor.

Wszystko odbywalo sie w czyms w rodzaju klubu/centrum kulturalnego. Na patio palilo sie ognisko,graly bebny, przy stolach zgromadzony byl tlum ludzi pijacy chiche. Rowniez nasza grupa, po szybkiej skladce do malowniczego kapelusza pewnego malowniczego artysty, przyjaciela Marco, zakupila wielki dzban chichy. Trudno mi porownac smak do czegokolwiek, na pewno nie smakuje jak kukurucza, jest kwasno slodkawy, calkiem smaczny i zdradliwy, bo nie czuje sie zupelnie procentow.
Kazda osoba kolejno nabira chiche z dzbana do skorupy jakiegos owocu, wielkosci skoropy kokosa, ale nie wiem niestety co to bylo. Nastepnie nalezy wykonac tzw. cha'lla czyli wylac co nieco ze skorupy na ziemie, podzielic sie z Paczamama. Rowniez sposob, w jaki napoj rozlewa sie na ziemi moze byc dobra lub zla wrozba. Przed wypiciem pozdrawia sie osobe siedzaca obok. Po wypiciu zaczerpuje sie chiche do skorupy i podaje sasiadowi. I tak skorupa krazy az do oproznienia dzbana i zakupienia nastepnego:). Poza tym zuje sie liscie koki. Liscie najpierw nalezy trzymac w ustach bez zucia, miedzy zebami i policzkiem.Wklada sie ich tam sporo, wytrwali zwacze wygladaja jak chomiki. Kiedy z lisci robi papka i zaczynaja wydzielac soki, mozna przystapic do zucia, zawsze towarzyszy temu specjalna szara substancja, ktora wyglada troche jak kamien, ale jest miekka.Jak poinformowal mnie Marco, bez niej po zuciu wezmie mnie na wymioty. Cos tam pozulam, ale trzeba wprawy i techniki zeby dawalo to jakies rezultaty.
Ok 21 zaczyna sie wlasciwy rytual. W ogniu pali sie kadzidlo, wino i gipsowe figurki i znaki symbolizujace rozne sfery zycia, w ktorych uprasza sie blogoslawienstwa Pachamamy.Mistrzowie ceremonii odmawiaja nad ogniem modlitwy. Pozniej mozna wylosowac wrozbe dla siebie. Wrozby, zwane misterios, czyli tajemnice, to male biale plytki z roznymi symbloami zaczerpnietymi z kultury andyjskiej. Moja wrozba przedstawiala cos, co jak wyjasnil mistrz ceremonii, bylo andyjska tkanina, a wrozba miala zwiazek z tkaniem tkaniny swojego zycia. Interpretowac mozna juz po swojemu:) Wrozby maja miec generalnie pozytwne znaczenia.Wrzuca sie je do ognia i mozna wypowiedziec swoje wlasne zyczenie do Paczamamy.Co tez oczywiscie zrobilam.
Pozniej do akcji przystepuja muzycy, grajacy na fletach zwanych sicus, cos co nas nazywa sie fletnia pana. Nie myslcie jednak, ze muzyka boliwjska ma cos wspolnego z melodiami wykonywanymi przez Peruwianczykow w przejsciach podziemnych i parkach w Polsce. Z pewnoscia pierwsze skojarzenie dotyczy pewnego nieszczesnego kondora, ktory pasa, ale nie, niewiele ma to wspolnego z bogactwem tutejszej muzyki.Sicuriada to prawdziwe szalenstwo, bardzo rytmiczne i radosne. Muzycy stojacy w kregu graja na fletach a akompaniuje im wielki beben. Sposob grania jest rowniez znaczacy, symbolizuje wzajmnosc miedzy ludzmi i Pachamama. Kiedy jednem muzyk wdmuchuje powietrze do fletni, drugi wydmuchuje. Tak przynajmniej wytlumaczyl mi to Marco, ktory nalezal niegdys do takiej grupy. W grupie zawsze jest ktos w rodzaju dyrygenta i menagera i jesli nie gra sie wystarczajaco dobrze, dostaje sie od niego po glowie.
Sam Marco natomiast to zapalony muzyk, gra swietnie na gitarze i pieknie spiewa boliwijskie piosenki. Wyglad tez ma bardzo boliwijski, jest niski, mniejszy ode mnie okraglutki i zawsze usmiechniety.Ma tysiace przyjaciol, ktorzy podchodzili, witali sie, przylaczali sie do chichy lub nie. W wiekszosci bardzo ciekawe typy.
Ponoc jeszcze ciekawiej jest uczestniczyc w K'oa na wsi, gdzie podtrzymuje sie prawdziwe tradycje. Moze uda mi sie w przyszlym miesiacu.

2 comentarios:

Unknown dijo...

amerykanskich gringos moze?...

Maria Sobol dijo...

amerykanskich przede wszystkim ale skad by nie byli, bez nich jest lepiej!