Od czego by tu zaczac? Chyba od najswiezszych wrazen ( a byly one bardzo silne) czyli Machu Picchu. Najpierw dane techniczne i historyczne, bo emocje, ktore sie tam odczuwa trudno oddac. Machu Picchu (w jezyku Inkow Stara Gora), polozona jest w Valle Sagrado czyli Swietej Dolinie, niedaleko Cuzco. Aby sie tam dostac istnieje kilka opcji. Jedna znich to bardzo popularny w ostatnich latach Inca Trek, czterodniowa wedrowka po Valle Sagrado, ze spaniem w namiotach, ktora konczy sie na Machu Picchu. Aby w niej uczestniczyc trzeba jednak byc w bardzo dobrej formie fizycznej i miec sporo kasy,bo agencja turystyczna zapewnia namioty,spiwory, jedzenie i gaz do gotowania oraz przewodnika.
Druga opcja to pociag,ktory konczy swoj bieg w miejscowosci Aguas Calientes, na samym koncu Valle Sagrado i stamtad autobusem wjezdza sie na bardzo stroma gore, na ktorej znajduja sie ruiny.Pociag jest rowniez bardzo drogi jak na tutejsze warunki i niestety istnieje roznica w cenach dla tubylcow i gringos ( gringos placa podwojnie).I co wiecej Peruwianczycy i gringos podrozuja w oddzielnych wagonach. Bardzo dziwnie sie z tym czulam.
Opcja trzecia dojazdu, jedna z najekonomicznejszych, to odbycie polowy drogi w autobusikach zwanych tutaj micro,ktore sa bardzo tanie i podrozuje sie normalnie z ludzmi stad a nie w jakims gringolandzie.Dociera sie do miejscowosci Ollantaytambo i stamtad trzeba juz zlapac pociag, bo micro nie kursuja dalej. Isnieja oczywiscie szalency, ktorzy decyduja sie isc po torach 30 km,ale sa to gory,wwielu miejscach nie ma miejsca by zejsc z torow gdy nadjezdza pociag, czesto trzeba przechodzic przez waskie tunele no i pogoda jest bardzo zmienna i mozna wedrowac przez 6 godzin w deszczu.
Wybralysmy opcjetrzecia. Spedzilysmy jedna noc w Ollantaytambo,gdzie rowniez znajduja siebardzo ciekawe ruiny( obejrzalysmy z zewnatrz bo bilet za drogi) i o 5 30rano wsiadlysmy do pierwszego porannego pociagu. Widoki z pociagu przemierzajacego Valle Sagrado sa spektakularne, raz poraz wylaniaja sie osniezone szczyty Andow.
No i w koncu samo Machu Pichcu.Pierwsze wrazenie jest dziwne,bo nagle stoi sie przed czyms tak dobrze znanym z tysiecy zdjec i ilustracji, tym najbardziej znanym ujeciem, widokiem z gory.Czulam sie jakbym wcale tam nie byla, tylko znowu ogladalam jakies zdjecie czy film. Ale potem zaczyna sie wedrowka i mozna zanurzyc sie zupelnie w tym zaginionym swiecie i niezwyklej atmosferze tego miejsca. Pomomo bycia atrakcja turystyczna i rzesz ludzi przplywajacych kazdego dnia, jest po prostu spektakularne i polozone w tak zapierajacej dech w piersiach scenerii( ponad 2900 metrow n.p.m), ze zadne zdjecie tego odda emocji, ktore tam sie odczuwa. Zreszta nie przypadkowo zostalo ono zbudowane w tym miejscu, zadecydowali o tym inkascy astronomowie i inzynierowie, wybierajac najlepiej polozone miesjce ze wzgledu na uklad gwiazd i sprzyjajace warunki do uprawy ziemi. Otoczone jest przez majestatyczne, zanurzone w chmurach szczyty porosniete bujna tropikalna roslinnoscia, a w dole,w dolinie opasuje je wstega brazowej, spienionej rzeki Urubamby.
Ruiny Machu Picchu przez caly wieki po tym, jak opuscili je Inkowie pozostawaly nieznane, wiedzieli o nich tylko niektorzy Indianie zyjacy w tych okolicach. W 1911 roku amerykanski badacz Hiram Bingham uslyszawszy pogloski o istnieniu ruin wyruszyl na poszukiwania i odkryl zaginione miasto,wktorym, jak podaja zrodla ,mieszkaly wowczas dwie chlopskie rodziny,ktore uprawialy role na tarasach zbudowanych przez Inkow. Ciekawe co musial czuc ow Bingham, kiedy dotarl tam pierwszy raz?
Ruiny sa zadziwiajaco dobrze zachowane, granitowe mury, domy, czesc uprawna z tarasami, swiatynia Slonca, swiatynia Kondora ( ptak ten w mitologii inkaskiej byl lacznikiem miedzy niebem i ziemia i zabieral dusze do swiata zmarlych) i obserwatorium astronomiczne, gdzie kaplani obserwowali ruchy gwiazd i slonca ze slynnym kamieniem Intihuatana. To nie ruiny jednak same w sobie ale nieprawdopodobne polozenie tego miejsca i poziom nauki i technologii jakimi musieli dysponowac aby je skonstruowac( nie znajac w owym czasie kola) sprawia, ze jest nadzwyczajne.
Mozna spedzic tam wiele godzin, bo miasto opasuje kilka drog, prowadzacych na okoliczne szczyty,skad roztaczaja sie wspaniale widoki,do Bramy Slonca i Mostu Inkow. Most Inkow!!! Waska kamienna droga przyklejona do pionowej skaly a za nia bezdenna przepasc:) Przepiekne!
Mozna tez wejsc na gore Huayna Picchu (to ta, ktora widnieje w tle na zdjeciach).Wykute sa w niej schody,ale samo wejscie zajmuje ok 3 godzin( a trzeba jeszce zejsc)-wydaje sie niemal pionowa,wiec w koncu nie bylo na to czasu ani sily.
Po kilku godzinach zwiedzania dopadlo mnie zmeczenie,ale wtedy po prostu usiadlam i patrzylam i patrzylam na szczyty Andow i przetaczajace sie nad nimi chmury. To miejsce jest naprawde magiczne, tajemnicze i przepojone jakas dziwna mistyka. To musi byc wplyw gwiazd:) Zreszta, nie da sie opisac, to trzeba zobaczyc.
Ale potem trzeba powrocic na ziemie, najpierw zejsc z gory ( tym razem na nogach, zeby zaoszczedzic na bilecie autobusowym), a gora stroma strasznie i schodow jest milion, wiec dzis moje nogi nie dzialaja. Pozniej pociag i znowu gringolandia! Pociag porotny to byly wylacznie 2 wagony tylko dla gringos! W pewnym momencie obsluga pociagu zaczela rozdawac piekne kartonowe pudelka z kanapka i ciastkiem w srodku i herbate,co, jak oznajmili widzac nasze oszolomione twarze, bylo wliczone w cene biletu.
Bardzo to dziwne bylo, po wszystkich podrozach w rozklekotanych,przedpotopowych i brudnawych autobusach z miejscowa ludnoscia,nagle znalezc sie w tym luksusie przeznaczonym dla turystow. OKROPNE! Oby nigdy wiecej takich atrakcji.
Jutro opuszczam Cuzco, gdzie nie moglam za wiele zwiedzic bo drogo jak cholera i udaje sie na polnoc Peru, jednak zeby to zrobic, musze najpierw dotac sie na wybrzeze, do Limy. Takze jutro czeka mnie 20 godzin w autobusie. Pewnie zwariuje w tej podrozy, ale ciesze sie, bo zobacze Ocean Spokojny:))
Druga opcja to pociag,ktory konczy swoj bieg w miejscowosci Aguas Calientes, na samym koncu Valle Sagrado i stamtad autobusem wjezdza sie na bardzo stroma gore, na ktorej znajduja sie ruiny.Pociag jest rowniez bardzo drogi jak na tutejsze warunki i niestety istnieje roznica w cenach dla tubylcow i gringos ( gringos placa podwojnie).I co wiecej Peruwianczycy i gringos podrozuja w oddzielnych wagonach. Bardzo dziwnie sie z tym czulam.
Opcja trzecia dojazdu, jedna z najekonomicznejszych, to odbycie polowy drogi w autobusikach zwanych tutaj micro,ktore sa bardzo tanie i podrozuje sie normalnie z ludzmi stad a nie w jakims gringolandzie.Dociera sie do miejscowosci Ollantaytambo i stamtad trzeba juz zlapac pociag, bo micro nie kursuja dalej. Isnieja oczywiscie szalency, ktorzy decyduja sie isc po torach 30 km,ale sa to gory,wwielu miejscach nie ma miejsca by zejsc z torow gdy nadjezdza pociag, czesto trzeba przechodzic przez waskie tunele no i pogoda jest bardzo zmienna i mozna wedrowac przez 6 godzin w deszczu.
Wybralysmy opcjetrzecia. Spedzilysmy jedna noc w Ollantaytambo,gdzie rowniez znajduja siebardzo ciekawe ruiny( obejrzalysmy z zewnatrz bo bilet za drogi) i o 5 30rano wsiadlysmy do pierwszego porannego pociagu. Widoki z pociagu przemierzajacego Valle Sagrado sa spektakularne, raz poraz wylaniaja sie osniezone szczyty Andow.
No i w koncu samo Machu Pichcu.Pierwsze wrazenie jest dziwne,bo nagle stoi sie przed czyms tak dobrze znanym z tysiecy zdjec i ilustracji, tym najbardziej znanym ujeciem, widokiem z gory.Czulam sie jakbym wcale tam nie byla, tylko znowu ogladalam jakies zdjecie czy film. Ale potem zaczyna sie wedrowka i mozna zanurzyc sie zupelnie w tym zaginionym swiecie i niezwyklej atmosferze tego miejsca. Pomomo bycia atrakcja turystyczna i rzesz ludzi przplywajacych kazdego dnia, jest po prostu spektakularne i polozone w tak zapierajacej dech w piersiach scenerii( ponad 2900 metrow n.p.m), ze zadne zdjecie tego odda emocji, ktore tam sie odczuwa. Zreszta nie przypadkowo zostalo ono zbudowane w tym miejscu, zadecydowali o tym inkascy astronomowie i inzynierowie, wybierajac najlepiej polozone miesjce ze wzgledu na uklad gwiazd i sprzyjajace warunki do uprawy ziemi. Otoczone jest przez majestatyczne, zanurzone w chmurach szczyty porosniete bujna tropikalna roslinnoscia, a w dole,w dolinie opasuje je wstega brazowej, spienionej rzeki Urubamby.
Ruiny Machu Picchu przez caly wieki po tym, jak opuscili je Inkowie pozostawaly nieznane, wiedzieli o nich tylko niektorzy Indianie zyjacy w tych okolicach. W 1911 roku amerykanski badacz Hiram Bingham uslyszawszy pogloski o istnieniu ruin wyruszyl na poszukiwania i odkryl zaginione miasto,wktorym, jak podaja zrodla ,mieszkaly wowczas dwie chlopskie rodziny,ktore uprawialy role na tarasach zbudowanych przez Inkow. Ciekawe co musial czuc ow Bingham, kiedy dotarl tam pierwszy raz?
Ruiny sa zadziwiajaco dobrze zachowane, granitowe mury, domy, czesc uprawna z tarasami, swiatynia Slonca, swiatynia Kondora ( ptak ten w mitologii inkaskiej byl lacznikiem miedzy niebem i ziemia i zabieral dusze do swiata zmarlych) i obserwatorium astronomiczne, gdzie kaplani obserwowali ruchy gwiazd i slonca ze slynnym kamieniem Intihuatana. To nie ruiny jednak same w sobie ale nieprawdopodobne polozenie tego miejsca i poziom nauki i technologii jakimi musieli dysponowac aby je skonstruowac( nie znajac w owym czasie kola) sprawia, ze jest nadzwyczajne.
Mozna spedzic tam wiele godzin, bo miasto opasuje kilka drog, prowadzacych na okoliczne szczyty,skad roztaczaja sie wspaniale widoki,do Bramy Slonca i Mostu Inkow. Most Inkow!!! Waska kamienna droga przyklejona do pionowej skaly a za nia bezdenna przepasc:) Przepiekne!
Mozna tez wejsc na gore Huayna Picchu (to ta, ktora widnieje w tle na zdjeciach).Wykute sa w niej schody,ale samo wejscie zajmuje ok 3 godzin( a trzeba jeszce zejsc)-wydaje sie niemal pionowa,wiec w koncu nie bylo na to czasu ani sily.
Po kilku godzinach zwiedzania dopadlo mnie zmeczenie,ale wtedy po prostu usiadlam i patrzylam i patrzylam na szczyty Andow i przetaczajace sie nad nimi chmury. To miejsce jest naprawde magiczne, tajemnicze i przepojone jakas dziwna mistyka. To musi byc wplyw gwiazd:) Zreszta, nie da sie opisac, to trzeba zobaczyc.
Ale potem trzeba powrocic na ziemie, najpierw zejsc z gory ( tym razem na nogach, zeby zaoszczedzic na bilecie autobusowym), a gora stroma strasznie i schodow jest milion, wiec dzis moje nogi nie dzialaja. Pozniej pociag i znowu gringolandia! Pociag porotny to byly wylacznie 2 wagony tylko dla gringos! W pewnym momencie obsluga pociagu zaczela rozdawac piekne kartonowe pudelka z kanapka i ciastkiem w srodku i herbate,co, jak oznajmili widzac nasze oszolomione twarze, bylo wliczone w cene biletu.
Bardzo to dziwne bylo, po wszystkich podrozach w rozklekotanych,przedpotopowych i brudnawych autobusach z miejscowa ludnoscia,nagle znalezc sie w tym luksusie przeznaczonym dla turystow. OKROPNE! Oby nigdy wiecej takich atrakcji.
Jutro opuszczam Cuzco, gdzie nie moglam za wiele zwiedzic bo drogo jak cholera i udaje sie na polnoc Peru, jednak zeby to zrobic, musze najpierw dotac sie na wybrzeze, do Limy. Takze jutro czeka mnie 20 godzin w autobusie. Pewnie zwariuje w tej podrozy, ale ciesze sie, bo zobacze Ocean Spokojny:))
No hay comentarios:
Publicar un comentario